Wywiad z Richardem Sticklesem, 7 dan Aikikai, Shihan
Aikido Schools of New Jersey, lipiec 2007
Piotr Burnos: Sensei, czy mógłbyś nam opowiedzieć o swoich pierwszych doświadczeniach z Aikido. O tym jak Twój przyjaciel, Hal, wprowadził Cię do świata Aikido…
Richard Stickles: To był rok 1972. Pracowaliśmy razem z Halem Lerhmanem w miejscowym teatrze w Binghamton, w stanie Nowy Jork. Nie było tam szkoły Aikido. Hal jeździł na zajęcia do New York Aikikai i pewnego dnia zapytał mnie, czy chciałbym się nauczyć Aikido, żeby miał z kim ćwiczyć. Początkowo nie byłem specjalnie zainteresowany, bo nie bardzo interesowałem się sztukami walki, ale w końcu przekonał mnie. Przez parę miesięcy trenowaliśmy w Binghamton, a potem przenieśliśmy się do Nowego Jorku i wtedy dołączyłem do Aikikai.
PB: Jakie były twoje początki w New York Aikikai? Jak wyglądały zajęcia z Sensei Yamadą w tamtym czasie?
RS: To był wyjątkowy czas, bo Yamada Sensei nie podróżował tyle co teraz. Na początku lat siedemdziesiątych, kiedy dołączyłem do New York Aikikai, United States Aikido Federation jeszcze nie istniała, więc Yamada Sensei był w Dojo codziennie. Miał trzydzieści parę lat i był pełen życia – nie żeby teraz nie był – ale wówczas miał mnóstwo energii i codziennie prowadził zajęcia. Ostro trenowaliśmy i tylko to się liczyło.To był bardzo szczególny czas. Nie było tylu członków co teraz, więc wszyscy dawali z siebie wszystko. Ciągle ktoś trenował na macie. Kiedy zacząłem ćwiczyć Yamada Sensei uczył także ukemi, więc czasami uczniowie musieli trenować na nim rzuty. To były niesamowite czasy, bo mieliśmy z nim kontakt każdego dnia.
PB: Czy był wymagającym nauczycielem w tamtym czasie, na początku?
RS: Yamada Sensei jest wymagający w bardzo niewymagający sposób. To co ceniłem u niego przez te wszystkie lata, to fakt, że pozwala ci być tym, kim jesteś i pozwala ci samemu dojść do pewnych rzeczy. Daje duże pole do działania, a jeśli popełniasz błędy, powie ci o tym, choć nie jest tak rygorystyczny jak inni nauczyciele. Jest bardzo otwarty i wyrozumiały, ale musisz być świadomy tego, co robisz.
PB: Jaki był jego wpływ na to kim się stałeś, najpierw jako uczeń, a później jako nauczyciel?
RS: Myślę, że najważniejsze dla mnie, jak i dla wszystkich uczniów New York Aikikai było to, że pozwalał nam być tym, kim potrzebowaliśmy stać się na macie. Nie nalegał, żebyśmy go dokładnie naśladowali, tak jak wymagają tego niektórzy nauczyciele. Pokazywał nam ogólną metodę wykonywania danego ruchu, a potem pozwalał, aby każdy z nas wykonywał ten ruch w swój indywidualny sposób. Zawsze współpracował z innymi, bardzo dobrymi nauczycielami, którzy również mieli na nas wpływ. Więc choć Yamada Sensei był, jest i zawsze będzie moim nauczycielem, dzięki niemu mogłem też poznać innych mistrzów. Lecz najważniejsze u Yamady Sensei jest to, że daje ci podstawy, wskazuje kierunek, a potem pozwala ci znaleźć swoją indywidualną drogę realizacji. I to jest bardzo cenne.
PB: Zatem szanuje indywidualność ucznia?
RS: Bez wątpienia. Yamada Sensei nie chce, żeby uczniowie dokładnie go naśladowali – chce, żeby rozwijali własną technikę i indywidualność. Choć zawsze można poznać jego uczniów, bo mają świetne podstawy i mocny „fundament”, na którym mogą się rozwijać i uczyć innych.
PB: To ciekawe, bo kiedyś Sensei mówił mi, że nie lubi jeśli ktoś rozwija własny styl w Aikido. Więc z jednej strony szanuje indywidualności, a z drugiej strony nie podoba mu się to, gdy ktoś rozwija swój własny styl lub opracowuje nowe techniki…
RS: To faktycznie ciekawe. Musiałbym usłyszeć jak on to dokładnie sformułował – bo on chce, żeby jego uczniowie mieli własny charakter. Musiałbym lepiej zrozumieć, co miał na myśli, żeby móc się do tego odnieść.
PB: Co jest najważniejszą rzeczą, której nauczył Cię Sensei Yamada?
RS: To trudne pytanie, bo nauczył mnie wielu ważnych rzeczy – zasad, tego jak być uziemionym, jak być połączonym, jak poruszać się, ale nie w szczególny lecz ogólny sposób. Sensei jest bardzo otwarty i wyrozumiały. Nikogo nie wyklucza, jest otwarty na kontakt z drugim człowiekiem. To wspaniały i bardzo wyrozumiały nauczyciel, zwłaszcza dla początkujących, bo przekazuje im podstawową wiedzę, dzięki której mogą odkrywać ruch i znaleźć go w sobie. Wracając do poprzedniego pytania i tego, co Sensei mówi na temat rozwijania własnego stylu przez uczniów – myślę, że jest różnica pomiędzy tworzeniem, rozwijaniem nowego stylu i odnalezieniem siebie, swojej własnej ekspresji w wykonywanych ćwiczenia. Sensei pozwala ci znaleźć swoją indywidualność poprzez ćwiczenia, co nie znaczy, że powinieneś rozwijać jakiś nowy styl. Wskazuje ci ogólny kierunek, a to, którą drogą pójdziesz, zależy od ciebie i tego, na ile uda ci się poznać własne ciało. Najważniejszą rzeczą jakiej się od niego nauczyłem jest otwartość i wyrozumiałość w stosunku do ludzi. Sensei jest bardzo miłym, życzliwym człowiekiem i myślę, że podobnej postawy oczekuje od swoich uczniów.
PB: Sensei, jako uczeń poznałeś wielu nauczycieli Aikido na swojej drodze. Teraz sam jesteś nauczycielem. Jaka powinna być relacja pomiędzy uczniem, a nauczycielem w Aikido? To jakaś szczególna więź?
RS: Nauczyciele są jak ojcowie. Ma się tylko jednego tatę – to może niezbyt wiele, ale tak naprawdę bardzo dużo. Jeśli u podstaw Twojej relacji z nauczycielem leży Budo – owa specyficzna więź – nie będziesz szukał innego nauczyciela. To nie znaczy, że nie możesz uczyć się również od innych. Przez te wszystkie lata trenowałem z różnymi nauczycielami, wśród których byli Arikiwa Sensei, Chiba Sensei, Tamura Sensei, Yamaguchi Sensei, Saito Sensei. Ale to Yamada Sensei jest moim mistrzem. Łączy nas szczególny rodzaj więzi. Każdy uczeń powinien sprawdzić.. doświadczyć takiego rodzaju związku z nauczycielem. To poważna sprawa, bo chodzi o zachowanie hierarchii w relacji uczeń-mistrz, o lojalność i honor – o to wszystko, co jest ważne w sztukach walki. Cieszę się, że od trzydziestu pięciu lat jestem uczniem Sensei Yamady i to on zawsze będzie moim nauczycielem. Czasami różniliśmy się w pewnych kwestiach, ale to przecież normalne w każdej relacji międzyludzkiej. Jestem mu wdzięczny za to, że jest moim nauczycielem. Gdyby nie on – a poznałem różnych nauczycieli – pewnie nie zajmowałbym się dalej Aikido. Yamada Sensei pozwolił mi się rozwinąć i znaleźć swoją drogę.To właśnie staram się przekazać moim uczniom. Z większością z nich udało mi się, a z niektórymi nie – ale tak po prostu bywa.
PB: Skoro tak, to jakie emocje wzbudza u Ciebie to, że Twoi uczniowie zmieniają się z biegiem czasu i idą swoją Drogą?
RS: Podobnie jak Yamada Sensei, nie chcę żeby uczniowie dokładnie mnie naśladowali. Oczekuję tylko, że zrozumieją, co chcę im przekazać na temat ogólnych zasad poruszania się i odnajdą własną drogę. Kiedy patrzę na moich uczniów, którzy sami zostali już nauczycielami, jak Jim Soviero, Skip Chapman, Karen de Paola Colin Smith, Dariusz, myślę, że każdy z nich jest indywidualnością, każdy ma swój własny – nie chcę powiedzieć „styl”, ponieważ Yamada Sensei nie lubi tego słowa – ale każdy z nich ma swój szczególny sposób wyrażania się. Użyjmy sformułowania „wyrażanie się” zamiast „styl”. Chodzi o to, co O-Sensei nazwał Takemusu Aiki. W moim rozumieniu Takemusu Aiki to indywidualna ekspresja.. interpretacja zasad Aikido przez ćwiczącego. Jeśli przyjrzysz się uchi-deshi O-Sensei, to wśród nich nie znajdziesz dwóch podobnych, bo każdy z ich jest inny i idąc swoją drogą, realizuje to co O-Sensei nazywa Takemusu Aiki, czyli indywidualnym sposobem wykonywania ćwiczeń. Nie zgadzam się z podejściem nauczycieli, którzy oczekują tego, że uczeń powinien być ich kopią. Mnie zależy na tym, żeby uczeń znalazł swoją własną drogę, a nie naśladował mój sposób poruszania się. To wielka odpowiedzialność. Powinno się uczyć raczej zasad niż techniki. Zamiast konkretnej postawy, jujinage lub iriminage, lepiej uczyć jak się koncentrować, jak być uziemionym, jak ruszać się w sposób zrównoważony, jak wykorzystać ruch atakującego i asymilować go w harmonijne współdziałanie i separację, co sprawia, że ćwiczący może wyrazić się w swój własny sposób – i to staram się przekazać. Uczę raczej zasad niż techniki. Myślę, że to widać u moich uczniów.
PB: W kontekście tego co powiedziałeś Sensei, nasuwa mi się pytanie o to na ile ingerujesz w rozwój swoich uczniów.. Czy biernie obserwujesz zmiany, które w nich zachodzą, czy próbujesz na nich mocno wpływać, jakoś ich ukierunkowywać?
RS: To trudne pytanie. Spędziłem trochę czasu z Sensei Chibą. On jest bardzo specyficzny. Wymaga, żeby precyzyjnie naśladować jego ruchy i są argumenty za takim podejściem. Czasami sam oczekuję od moich uczniów, żeby umieli powtórzyć dany ruch bardzo dokładnie, ponieważ jest to część procesu uczenia się techniki. W tym sensie jest to aktywne podejście.. to trochę jak bycie rodzicem. Możesz wskazać dzieciom jakiś kierunek, czyli działasz aktywnie, choć zarazem jesteś bierny, bo tylko patrzysz jak podążają swoją drogą. Nie chcę nikomu mówić, co ma robić. Yamada Sensei działa w podobny sposób – nie mówi ci, co dokładnie masz robić. Owszem, dzieli się swoją opinią, pokazuje dany ruch, ale to od ciebie zależy jak go wykonasz. Tak więc angażujesz się zarówno aktywnie jak i biernie. Aktywnie wskazujesz drogę, a potem obserwujesz, w jakim kierunku pójdą twoi uczniowie.
Część druga:
PB: Więc uważasz, że to naturalna kolej rzeczy, iż uczniowie osiągając pewien poziom, sami stają się nauczycielami lub asystentami nauczycieli? Myślisz, że na tym polega rozwój?
RS: Oczywiście! To nie znaczy, że trzeba mieć własne dojo lub od razu uczyć cały trening, ale na pewnym etapie to jest jak „opróżnianie naczynia”, po to by więcej się w nim zmieściło. Musisz oddać to, co masz, aby otrzymać więcej – to część procesu, dokładnie tak jak między nage i uke – dawanie i otrzymywanie, ciągła zmiana, interakcja, wspólne doskonalenie się. Aby być coraz lepszym, musisz zastanowić się nad tym, co umiesz i przekazać tę wiedzę innym. Uczenie początkujących daje możliwość wglądu w siebie, bo żeby nauczyć kogoś innego ikkyo, musisz przemyśleć, czym ikkyo jest dla ciebie i dzięki temu rozwijasz się. Gdy dołączyłem do New York Aikikai, Yamada Sensei zawsze dawał mi uczniów, którzy dopiero zaczynali trenować Aikido. Koledzy współczuli mi, bo co wieczór musiałem szkolić początkujących. Pod czujnym okiem Sensei Yamady uczyłem ich ikkyo, kotegaeshi i shihonage. Jestem wdzięczny Sensei, bo dzięki temu doświadczeniu dowiedziałem się jak indywidualnie pracować z uczniem i jak stać się dobrym nauczycielem. W pewnym momencie uświadamiasz sobie, że bycie samolubnym i trenowanie dla samego trenowania, bez dzielenia się swoją wiedzą z innymi, jest bez sensu.
PB: Sensei, w sumie odpowiedziałeś na moje kolejne pytanie, bo chciałem zapytać jaka była twoja droga od ucznia do nauczyciela? I jak to się stało, że teraz jesteś zawodowym nauczycielem Aikido?
RS: W 1972 roku, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z Aikido, miałem 22 lata i szukałem swojego miejsca w życiu. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiłem na Aikido i od początku wiedziałem, że właśnie to powinienem robić. Już w 1976 podjąłem decyzję, że będę się tym zajmował zawodowo. Chciałem się przekonać, czy moje zaangażowanie w Aikido jest na tyle duże, że będę mógł się z tego utrzymać. Więc zacząłem uczyć. Różnie potoczyły się losy moich przyjaciół i wielu z nich musiało zrezygnować z treningów. A ja nie wyobrażałem sobie życia bez Aikido. Ale żeby zwyczajnie przeżyć – mieć na chleb i zapłacić rachunki – musiałem wymyślić jak połączyć pasję z zarabianiem na życie. No i udało się!
PB: A wracając do drogi, jaką pokonałeś od bycia uczniem do bycia nauczycielem…
RS: Droga od bycia uczniem do bycia nauczycielem jest bardzo ważna. Zdecydowałem, że będę się tym zajmował zawodowo, bo właśnie to chciałem robić w życiu. To było jak objawienie, jakby Bóg powiedział mi: „Rick, to jest to, co powinieneś robić”, więc tak zrobiłem. Ale wracając do twojego pytania – nauczyciel zawsze pozostaje uczniem. Ciągle to powtarzam moim studentom. Nauczyciel powinien być pasjonatem dziedziny, której uczy, a jeśli pasja się w nim wypali, to nie powinien dalej się tym zajmować. Może uczyć jeszcze rok, pięć lub dziesięć lat, ale to jest początek końca. Więc nauczyciel powinien być przede wszystkim uczniem. Ja sam jestem uczniem. Ciągle uczę się Aikido i zajmuję się też innymi praktykami duchowymi. Ćwiczę z mieczem, praktykuję medytację, ciągle się doskonalę, rozwijam. Droga od ucznia do nauczyciela, to jak cała gama kolorów od bieli do czerni – pomiędzy nimi znajdują się wszystkie odcienie szarości. Na początku, kiedy zaczynasz ćwiczyć, jesteś uczniem, ale z biegiem czasu, dni, miesięcy, lat, nagle uświadamiasz sobie, że wiesz więcej niż inni, więc zaczynasz im pomagać. Wtedy, oprócz tego, że dalej jesteś uczniem, stajesz się również instruktorem. Chciałbym podkreślić różnicę pomiędzy słowem „nauczyciel” i „instruktor”. Jest wielu instruktorów, ale bycie nauczycielem znaczy dla mnie dużo więcej. Więc przechodzisz od bycia uczniem do bycia uczniem-instruktorem, coś zaczyna się zmieniać. Rozwijasz się, odkrywasz samego siebie. Chociaż nadal jesteś uczniem, coraz więcej czasu poświęcasz na uczenie innych – i tak z bieli, poprzez różne odcienie szarości, przechodzisz do czerni. Sam nie biorę tak dużo ukemi jak kiedyś. Owszem, wciąż ćwiczę, uczestniczę w seminariach i zajęciach Sensei, ale skupiam się głównie na uczeniu innych.
Trzydzieści pięć lat temu było zupełnie inaczej. Wtedy jeszcze nie chciałem uczyć, ale z czasem stawało się to dla mnie coraz ważniejsze. Można by to porównać do wagi. Na jednej szali jest „bycie uczniem”, a na drugiej „bycie nauczycielem”. I nagle waga zaczyna się przechylać. Ale pokonanie tej drogi zajęło mi trzydzieści pięć lat. Gdy zdobyłem czarny pas i otwarłem własne dojo, ludzie na początku dziwili się. Pracowałem tylko trzy dni w tygodniu, w niepełnym wymiarze godzin. Resztę czasu spędzałem trenując i przez dziesięć lat podróżowałem z Sensei Yamadą. Teraz zamiast trzech prowadzę trzydzieści zajęć tygodniowo, po cztery lub pięć lekcji dziennie. Więc na tym polega przejście od bycia uczniem do bycia nauczycielem, choć zawsze jesteśmy uczniami. Gdy przestajesz być uczniem, nie powinieneś być nauczycielem.
PB: No to ostatnie pytanie. W kwietniu (2007 przyp.) szkoła Aikido w Jersey hucznie świętowała trzydziestą rocznicę swojego istnienia. Czy jako zawodowy nauczyciel Aikido możesz nam zdradzić, jaki jest twój klucz do sukcesu?
RS: Wytrwałość. Praca, praca, praca. I pasja. Zawsze powtarzam moim uczniom, że w to, co robią, muszą wkładać serce. Miałem szczęście spotkać Hala i Sensei Yamadę, być członkiem New York Aikikai, które było wspaniałym dojo. Poza tym od początku wiedziałem, że Aikido jest moją pasją i sposobem na życie. Chodzi o to, żeby żyć swoją pasją, czymkolwiek ona jest – Aikido, nauką, medycyną – musisz wkładać całe serce w to, co robisz. Jeśli żyjesz swoją pasją i ciągle się doskonalisz, wtedy staniesz się tak zwanym człowiekiem sukcesu. To pasja i wytrwałość są kluczem do sukcesu.
PB: Dziękuję za rozmowę Sensei.